Home
 

Moje przemyślenia…

Z natury jestem cichym obserwatorem otaczającej mnie rzeczywistości… Pomimo optymistycznego nastawienia do życia i wiary w dobro ludzi, od pewnego czasu, coraz częściej zastanawiam się nad wieloma sprawami, które rodzą w mojej głowie przygnębiające niestety pytania…

Żyjemy w chrześcijańskim i wolnym od prześladowań kraju – czy to w ogóle coś dla nas znaczy ? Dla kogo dzisiaj liczy się jeszcze to autentyczne chrześcijaństwo, nie nastawione na zyski i branie, lecz na dawanie z nieudawaną bezinteresownością ?

Dlaczego w świecie, w którym następują tak dynamiczne zmiany, których jesteśmy przecież świadkami, gdzie prawie każdy posiada telefon komórkowy, komputer czy też samochód, w kraju w którym jeszcze nie tak dawno w wielu domach brakowało chleba, a wiara była jedyną wartością, trzymającą  przy życiu, dającą niesamowitą siłę i jedyny sens by przetrwać trudny czas wojny, kryzysu, stanu wojennego – dziś wielu ludzi nie chce już słyszeć o Bogu i o tym co On, Niewidzialny Stwórca, czyni codziennie dla każdego z nas…?

W ciągu ostatniego roku zarejestrowałam w pamięci kilka przerażająco smutnych zdań: „wiara jest moją osobistą sprawą…”,  „ty mnie na swojego Boga nie nawracaj…”,  „to moja rzecz co wybieram…, wolę wydać na fryzjera niż na jakąś Afrykę…”.
W czasie zbiorki żywności słyszałam: „co mnie to obchodzi… ”,  „ja też mam potrzeby…”, „a kto mi pomoże jak JA będę w potrzebie…”,  „zbieram na piwo…”

Wielu ludzi o luksusowym wyglądzie zwyczajnie odwracało się bez słowa, rzucając jedynie pogardliwe spojrzenia na kosz z jedzeniem, przy którym widniał napis: „Podziel się posiłkiem…”

Zastanawiam się, skąd bierze się taka prawidłowość, że największą hojność okazują zazwyczaj Ci, którzy na prawdę nie mają zbyt wiele? Najczęściej są to ludzie starzy, schorowani, którzy sami potrzebują pomocy! Czy naszemu wygodnie żyjącemu społeczeństwu nie powinno być wstyd?  Nie chodzi tu przecież o ilość zebranej pomocy lecz o jakość i szczerość intencji, bo tak naprawdę tylko wtedy ma to sens, gdy dajemy coś szczerze i od serca.

Razem z mężem prowadzimy Centrum Uskrzydlijdzieciaki.pl w Chorzowie od marca 2011 roku, a dokładniej od wakacji po naszym powrocie z Afryki Zachodniej, gdzie bieda ma zupełnie inny wymiar…

W jednym z kościołów, po mojej prelekcji na temat Afryki i głodujących tam ludzi, podeszła do mnie starsza kobieta, która na moich oczach wyciągnęła ostatnie 5 zł ze swojego portfela mówiąc: „to naprawdę wszystko co mam, co zostało z mojej renty, ale niech panienka przyjmie to dla tych dzieci tam w Afryce i pomodli się za mojego syna…”

To były w tym dniu jedyne pieniądze jakie otrzymałam na pomoc dla Afrykańczyków ale jednocześnie najcenniejsza ofiara, o której nigdy nie zapomnę…

Obserwuję otaczający mnie świat i często Myślę sobie że Ten, od Którego wszystko się rozpoczęło, Który Stworzył Ciebie i mnie, dając w posiadanie wszystko co mamy, dziś płacze nad światem, bo wielu ludzi żyje wyłącznie dla siebie i nie obchodzi ich los drugiego człowieka, głodnego opuszczonego dziecka, czy też starego człowieka, lub kogoś chorego i umierającego w zapomnieniu…

Zatraca się wartość rodziny, i jest coraz więcej rozwodów, więcej też par wybiera życie na tak zwaną „kocią łapę”, gdzie nie potrzebne jest już nikomu błogosławieństwo Pana Boga, od którego powinno się przecież rozpoczynać planowanie wspólnego szczęścia… Coraz więcej jest też opuszczonych i zaniedbanych dzieci, a babcia i dziadek, którzy kiedyś w śląskiej rodzinie stanowili główny filar, dziś bardzo często trafiają do domów starców, a wielu z nich umrze w zapomnieniu w szpitalach i hospicjach…

Czy to nas nie przeraża?  dokąd zmierza ten nasz technicznie bogaty i rozwijający się świat?!

Co z naszym chrześcijaństwem, które miało być „solą tej Ziemi”? Co z chrześcijańskim zaangażowaniem, skoro wiara dla wielu jest wyłącznie „ich prywatną sprawą”?

I wreszcie, co z Prawdziwą Miłością, którą Chrystus oznajmił i udowodnił na Ziemi, oddając za nas wszystkich swe życie, aby następnie zwyciężyć śmierć i uchronić od potępienia grzesznego człowieka – jako tego niewiernego i marnotrawnego syna, którego Bóg Ojciec przecież nadal kocha ponad wszystko… ?

Czy dla tej Miłości jest jeszcze miejsce, w naszych sercach i osobistych relacjach z drugim człowiekiem (w małżeństwie, rodzinie, pracy i zwyczajnie na co dzień …) ?

<><  <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <>< <><

Myślę teraz o tych wszystkich, którzy na przekór światu są jednak zawsze gotowi do pomocy i osobistych wyrzeczeń, nawet jeśli nieraz wymaga to ogromnego poświęcenia – własnego czasu, pieniędzy, a nawet zdrowia, by ratować i wspierać tych, którzy sami sobie nie poradzą…

Jesteście Drodzy Jedyną Nadzieją dla tego pogmatwanego i niełatwego świata, w którym pośród wielu dostępnych wygód i luksusów zatracają się coraz bardziej, prawdziwe wartości, bo po prostu przestają się liczyć…

Wielu z Was już przyjęło moje zaproszenie do działania na rzecz najbardziej potrzebujących – pragnę z całego serca podziękować Wam Drodzy Przyjaciele w imieniu własnym, ale też w imieniu wszystkich dzieci, dla których działa nasza Fundacja.

To od nas zależeć będzie jakie wartości będą liczyć się jutro dla młodego pokolenia i tych wszystkich dzieciaków, które nam dorosłym tak bardzo zaufały i wierzą, że poprowadzimy je we właściwym kierunku…

Dajmy im szansę, której inni ludzie nie chcieli dać.

Iwona Nawrot